środa, 21 lipca 2010

Pierwszy wypał!

Zanim na zajęciach z ceramiki stworzyłam takie ufo... (które jeszcze w tym poście się pojawi)...

...skleciłam pierwszy w życiu twór. Nie bardzo wiedziałam zaczynając, co to może być, po prostu było to ćwiczenie, które przeobraziło się w wazon. Bo nie miałam żadnego (dacie wiarę), a trzeba było "formę" jakoś ukierunkować, by nie zmarnowało się tyle dłubania.


Mokra forma, będzie schnąć wiele dni i czekać na wypalenie.
Jak widzicie, zajęcia odbywają się w ślicznej i autentycznej średniowiecznej piwnicy, zapleśniałej i wilgotnej. Bardzo jest tam fajnie:)))

Zastanawiałam się wiele razy, czy by nie połączyć moje dwa blogi. Inspiracje mojej tfffurczości tak ściśle wiążą się z Wrocławiem, że czasem nie wiem, który post dać gdzie. Tym razem też tak jest; cieszę się, że mogę pełna dumy i zadęcia pokazać Wam tą piwniczkę pod samym centrum.

Wypalone cudo:
...i już poszklone (to wymaga kolejnego wypalenia - w ogóle cały proces strasznie długo trwa, ma to swój urok). Tak wygląda źle poszklony:) szamocik - rodzaj gliny z mnóstwem małych kamyczków w środku.

Uwaga, artystyczne zdjęcie - trzy warstwy: kwiaty, szamot, "perliczka"...

"Perliczką" nazwałam powierzchnię wewnątrz innej miseczki, na której na białe szkliwo napryskały kropelki zielonego. Bo szkli się tak, że najpierw np. białym w środku, wypełniając miskę po brzegi szkliwem i tak przez chwilę trzymając - niesamowite uczucie, gdy to jakby mleko osadza się wyraźnie coraz grubsza warstwą - a potem michę do góry dnem ustawia się na dwóch deskach nad miską i polewa z góry np. zielonym. I wtedy kropelki mogą odbić się od powierzchni spływającego do miski szkliwa i popryskać białe już wnętrze, co oczywiście mi się stało.
Ale spoko, podoba mi się.




Ufo ma na dole dziury, bo to nie koniec - coś tam jeszcze będzie.
Pozdrawiam Was pogodnie, Czytelnicy, i naprawdę zachęcam do zabawy w ceramikę. Bardzo upierdliwe, bardzo terapeutyczne, bardzo nieprzewidywalne:))))
Tylu jeszcze rzeczy chcę się w tej kwestii nauczyć.