Opis tej wizyty znajdziecie na podlinkowanym blogu Miluszki.
Trzeba zrobić coś tildowatego, robię dwie myszy. Nie przepadam za dizajnem Tildy, ale jak tylko zdałam sobie z tego sprawę poczułam, że trzeba będzie kiedyś coś takiego zrobić w ramach wyzwania:] A tu akurat taka okazja.
Robiąc pokazane na tym blogu rzeczy mam często konkretne całkiem wyrzuty sumienia, że zajmuję się pierdołami. Tłumaczę się przed sobą tak, że to rodzaj odskoczni, terapii. Ten projekt pozwala na wyzbycie się wszelkich myśli o stracie czasu:)
I jeszcze pozwolę sobie na trochę kiczowatej prywaty. Zdjęcie pstrykałam na łóżku mojego synka, obok leży jego piżamka i jeszcze co gorsza komponuje się kolorystycznie z myszą... Oba synki są fajne i kochane przez wiele osób. Żyję w nie najgorszych warunkach, otoczona życzliwymi ludźmi, mam SWOJE przedmioty, niektóre nawet całkiem zbędne. Żyję w stworzonym przez siebie małym światku, przyjaznym, pełnym kawy, książek i zapowiedzi miłych spotkań. Jestem zdrowa. Obok, na ulicy, dzieją się choroby, niechciane ciąże, rozbite rodziny, dyskryminacja ze względu na tysiąc rzeczy. Łatwo mi stać z boku i pomagać np. szyjąc myszkę na tle pięknego widoku z okna.
A skoro łatwo, powinnam tego robić więcej.