wtorek, 29 września 2009

Agresywne eko

Spontanicznie powstało takie pudełko po zapałkach; jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona (jak by to głupio nie brzmiało w porównaniu z poniższym widokiem) z efektu gazetowej, "lustrzanej" bazy! Naklejałam wydarte paseczki gazety interesującą mnie stroną do kleju i po chwili odrywałam, i to wszystko. Tylko trzeba było wyczaić moment, gdy klej był jeszcze trochę mokry, ale już trzymał.

Mam teorię, dlaczego gapienie się na "lustrzankę" sprawia mi taką przyjemność. Otóż być może dlatego, że umysł odbiera to jako literki, ale nie stara się czytać i się nie męczy.


To, co wystaje nad pudełkiem na zdjęciu poniżej to płatek ze sztucznego kwiatka pierwotnie niebieskiego, obklejony papierem toaletowym i pociągnięty na biało farbą akrylową. Nadal eksperymentuję sobie z papierem WC, takim najzwyklejszym, szarym. Fajna fakturka:)


Natomiast to, co wystaje nad pudełkiem na TYM zdjęciu, to lampka choinkowa z łańcucha, którego kabelki pogryzły króliki. Naprodukowały mi tym samym sporo elementów do kolażów. Lampka oświetla gniazdo bezczelnego ptaka o imieniu Eko:


...który brzydko mówi:

Koncepcja ptaka była inna, tutki z papieru do niszczarki miały stanowić tylko stelaż obwinięty papierem toaletowym:), ptak miał być gruby, a wydźwięk całej pracy zupełnie inny... Ale jak zobaczyłam, że literki na nim układają się w napis "eko", skapitulowałam. Brzydki napis to litery uzyskane z paczki pocztowej i rozbrojonego kalkulatora.

Cdn.;)

niedziela, 27 września 2009

Biały Jeleń w akcji

Przebojem dzisiejszego posta jest mydło Biały Jeleń, które bardzo lubię za brak dyrdymałów - mydło to ma być po prostu mydło (byle delikatne). Zainspirowałam się mocno wątkiem kosmetyki naturalnej na blogu Svei i zadziałałam tak:


Jeleń trze się łatwo, szybko i przyjemnie, potarty wygląda zachęcająco

Wprowadziłam pewną zmianę do przepisu Svei - ona potartego na grubej tarce Jelenia topiła w kąpieli wodnej, zaznaczyła też, że to strasznie długo trwa. Ja dodawałam do strużyn wrzątku i babrałam to widelcem. Absolutnie nie miałam nastroju na siedzenie w kuchni i mieszanie, chciałam się dobrze bawić, mieć efekt natychmiast! I w ogóle byłam bardzo 'results oriented'.

Pozostały kawałeczki Jelenia wielkości płatków owsianych, ale nie przeszkadzało mi to. Jakby przelecieć to jeszcze blenderem, byłoby homogeniczniej, ale mi się nie chciało. Taka ciapa była bazą do dalszych wyczynów.

Najpierw zrobiłam cynamon + kardamon. Jeden Biały Jeleń, wlałam do niego może 1/4 szklanki wrzątku i hojnie cynamonu (ponad pół sklepowej torebki), i równie konkretnie kardamonu, którego mam sporo. Wymieszałam widelcem. Zaczęły się pojawiać gluty, jak to przy cynamonie, co można zaobserwować robiąc grzańca. Ale nic, mieszałam dalej i zaraz zaczęło b. korzystnie zastygać. Pięknie dało się zapakować w foremki - ładowałam masę do gumowych foremek do lodu, aby było łatwiej wycisnąć niż ze sztywnych. Reszty starczyło na dwie kule, dały się łatwo ulepić i schły w łapkach. Super.

Zachęcona tak łatwym sukcesem wymyśliłam większego hardcora - rumianek z miodem i płatkami owsianymi. Rozcięłam może z 5 torebek aptecznego rumianku i zalałam jak najmniejszą ilością wrzątku. Jak się zaparzyło, chlup do kolejnego Białego Jelenia, przechyliłam ze słoika miodu -wleciały ze trzy, cztery łyżki , potem wszystko widelcem i płatki owsiane. Po chwili dolałam niestety za dużo wody i powstała ciapa, która poszła w foremki, ale lepić z reszty można było dopiero następnego dnia rano... Co jakiś czas sobie zamieszałam w opornie tężejącej ciapie.


Oczywiście zaletą wariantu Svei jest to, że przy topieniu temperaturą nie potrzebujemy dodawać wody, która potem musi wyparować i nie wiadomo, jak to zrobi. Może zrobić to jak ze zbyt szybko suszonej gliny - zostawić szpary i mydło popęka. Tak zrobiły moje kardamonowe kule.

Potem były inne próby, np. malina plus lipa(torebki Herbapolu), kawa... ale wyszło coś okropnego... Musiałam wywalić... Zostały mi dwie opisane wyżej kombinacje. Pachną głównie Jeleniem, choć z czasem nabierają zapachu innych składników.



Morał z tej historii jest taki: SŁUCHAĆ SVEI!!!!!! Jak coś będziecie wg jej przepisów robić, trzeba wykonywać punkt po punkcie i już!!!!!!
...Wypróbowałam też maseczkę miodowo-owsianą wg jej propozycji - jest rewelacyjna. Z obolałej i przemęczonej gęby zrobiła mi po jednym zastosowaniu śliczną buziuchnę. Ale znowu nie posłuchałam Svei i znowu okazało się, że ma rację - maseczka faktycznie spływa i jest WSZĘDZIE, jeśli się nie siedzi w wannie czy coś.

Zmodyfikowane mydełka w niewyszukanym niestety opakowaniu (wena się ajwyraźniej skończyła) zostały też prezentem, który się spodobał:)

DZIĘKUJĘ, SVEA! :*

środa, 23 września 2009

Kosmetyki na papierze

Macie jakieś doświadczenia z użyciem szeroko pojętych kosmetyków do wyżywania się na papierze? Wiele osób psika lakierem do włosów dla utrwalenia, ale co jeszcze? Moim zdaniem tyle dziwnych produktów wala się po dziewczyńskich kątach półek, że szkoda by było nie spróbować.

W kwestii papieru odpowiada mi forma ATC, stwierdziłam ostatnio. Ten ateciak jest w temacie "Pogoda". Mroźne zawijasy to po prostu klej Magic posypany przeterminowanym raczej mocno proszkiem typu "body glitter", dużo białych drobinek i mało fioletowych - może dwa razy użyłam - nieźle się wówczas uśmiałam sama z siebie. I tak sobie kilka lat stał. Myślę, że każda dziewczynka wie, o czym piszę.



Pierwsza wersja ateciaka podobała mi się bardziej, ale zaczęłam kombinować i dokleiłam kropki z magica, posypane tym razem zeskrobanym skalpelem cieniem do oczu z takiej taniej kasetki z wieloma kolorami dyskusyjnej jakości. Do oczu nadają się co najwyżej średnio, a do ATC jak najbardziej!



Potem zauważyłam, że zeskrobany proszek wygodnie nakłada się miękkim pędzlem do farbek. Można strzepnąć albo trochę przyplaskać...

Druga ATC o śledziu to głównie magic plus te cienie. Śledź jest z papieru toaletowego naklejonego na rolkę po papierze tym właśnie, bo eksperymentowałam z WC papierem pod wpływem pewnej amerykańskiej scraperki - to osobny temat:) "Śledź" jest naprawdę OK:)))))




poniedziałek, 14 września 2009

Malczik w soroczkie

Zaczęłam kiedyś haftować soroczkę dla synka wg wzornika mojej prababci. Miała być gotowa na jego chrzest, konkretnie na koniec kwietnia. Nie był już wtedy małym dzidzi które dobrze wyglądałoby w białej kiecce, tylko facetem o silnej osobowości. Strój ludowy wydał mi się odpowiedni, zwłaszcza, że nadarzyła się okazja do reaktywowania stroju lud. w sferze publicznej. Jestem jak najbardziej za.

Ale tydzień przed stwierdziłam, że aby zdążyć musiałabym siedzieć po nocach - nie chciało mi się. Wystąpił więc w elegancko-sportowej męskiej koszuli i było naprawdę OK.

Potem miałam bardzo długą przerwę, a kilka dni temu skończyłam!!

Słuchajcie nie wiem, jak ja to zrobiłam, ten kawałek pod szyję. Na oko. Musiało być równo, bo w tym miejscu widać.



Haft krzyżykowy wydaje mi się najnudniejszym ze znanych (oczywiście mi), najmniej pozwalającym zaszaleć, zmuszającym do niezwykle ścisłego trzymania się projektu. I jeszcze trzeba liczyć te nitki. Sądząc po jego popularności choćby w Sieci o czymś najwyraźniej nie wiem. Pewnie ma w sobie "coś" niedostępnego (na razie?) mojej psychice. Gotowe xxxx potrafią być efektowne, wręcz powalające, ale samo dłubanie jest straszne!! Póki co mam na niego bardzo brzydkie określenie, które niech pozostanie znane tylko mi.

No ale nie ma to tamto, soroczka ma swoje prawa. Chcę ją mieć, to trzeba dłubać.

Z dwóch upierdliwych czynności - zbierania grzybów i dłubania krzyżyków - wybierałam krzyżyki (jako dające pewny jednak efekt:) i zostawałam w samochodzie:


Bluza ma pełno niedoróbek, ale to moja pierwsza i traktuję ją jako trening i prototyp. Model i tak nadrabia miną i nic nie widać:)
...TERAZ BĘDZIE PROFESJONALNA SESJA ZDJĘCIOWA:






Soroczka: wzór
Spodnie: H&M
Buty: po Kacprze
Stylizacja: Mama
Model: Marek
Dziękujemy za udostępnienie dla sesji Stadionu Olimpijskiego we Wrocławiu

wtorek, 8 września 2009

Fajna baza

Zaeksperymentowałam i wyszły mi fajne moim zdaniem bazy pod papierowe tfurczości. Wykorzystałam je do zawieszek na przetwory. Może ktoś skorzysta?.. Album byłby niezły z taką okładką na przykład. Chciałabym podzielić się tym pomysłem, jest taki prosty a efektowny.

Miałam w domu fizelinę, w którą opakowany był kwiatek w bukiecie; dość obleśnawą (na zdjęciu ktoś pracuje nad nią w zupełnie innej technice:).

Przykleiłam ją magiciem do falistej tekturki, część do białej, chęść do klasycznej. Potem pociapałam z góry stempelkami. Trochę pomieszałam kolory, tzn. do obciapanego już kawałka dodawałam inny kolor i te wydają mi sięnajciekawsze. Poeksperymentowałam trochę i okazuje się, że nie muszą to być kolory z jednej gamy czy coś.

Wyszło tak: złocenie fizeliny przebija przez kolor stempli

Ponaklejałam wycięte z serwetki motywy (szybko odkryłam, że lepiej smarować magiciem bazę, a nie serwetkę;)))))

No i porobiłam takie:




Niżej fizelina na białej tekturze. Brązowa ładniej się stapia w jedno z kolorem. Zszywki zaś dają się łatwiutko wcisnąć w tekturę falistą ręką, więc można je umieszczać, gdzie się chce bez specjalnego urządzenia.

A tu coś, z czego jestem najbardziej zadowolona - niektóre kawałki bazy przycięłam do rozmiarów ATC i zrobił się z tego cykl o pogodzie, jak mi się wydaje. Na moim ulubionym pada magicowy deszcz.

środa, 2 września 2009

Zawieszki na przetwory

Najpierw chciałam przedstawić wspaniały blog, który odkryłam kilka dni temu: pewna piękna kobieta pisze sama o sobie tak:

"recykling form, recykling treści...
twórcze przetwarzanie śmieci...
scrapbooking bez kosztów!"
oraz:
"Recykling totalny - niczego nowego właściwie nie kupuję, ale tworzę z tego co mam! Chomicza natura - przez długie lata nagromadziło mi się różnych różności...i ich liczba przyrasta w postępie geometrycznym.(JAK TO SIĘ DZIEJE?!) Najbardziej lubię przerabiać stare na nowe. Handmade ma wyglądać jak handmade - nie lubię rzeczy zbyt idealnych, to co tworzę jest zawsze strasznie parchate i zapaćkane. Właściwie inaczej nie umiem."
Pod wszystkim, oprócz chomiczej natury, mogę się z entuzjazmem podpisać. Pewnie, że czasem coś kupię. Ale głównie mnie kręci wykorzystywanie tego, co już mam! Kombinowanie, co by tu jeszcze pociąć! Co do paćkania, to tnąc coś lub klejąc powtarzam sobie zawsze jej kredo ("handmade ma wyglądać jak handmade") innymi słowami: spoko, to nie jest apteka. Pomijając wyjątkowe sytuacje, wolę ciachać na oko.

Zajrzyjcie sobie na jej planetę

...........................................................................................................................................................................

A tu, w duchu zapaćkania i cięcia tego, co jest, zawieszki na przetwory. Zrobiłam kilka serii, ta była pierwsza i najbardziej chyba pozytywie nastawiona do życia i przetworów:) Potem pojawiły się mroczniejsze...:]
Z drugiej strony mają naklejkę z opisem przetworu. W przyszłym roku będzie ją można zakleić taką samą z innym napisem (recykling:)