poniedziałek, 6 września 2010

Projekt Denko

Dzięki Kasi trafiłam na specyficzny kanał na Youtube - Nieesia25 opowiada o kosmetykach i o życiu w Anglii. Niesamowite, ale o ile zawsze nużyły mnie gadki o malowidłach, jej programy - bo tak to trzeba nazwać - kosztowały mnie bezsenną noc. Odkryłam też z zaskoczeniem, że sporo ludzi nagrywa takie filmiki i wrzuca na Youtube, prowadząc jakby swój autorski program. Śmiejcie się lub nie, ale nie wiedziałam o takim zjawisku. Może kiedyś się odważę na jakieś filmikowe uzupełnienie bloga o Wrocławiu?.

Po poklikaniu w podobne doszłam do wniosku, że na ogół prowadzone są przez wymuskane, ciągle poprawiające włosy przed kamerą dziewczyny, co niczym nie różni się od telewizji. Przy nich Nieesia jest naprawdę całkiem osobną kategorią. Podoba mi się jej niewymuszony look, jej roztrzepanie, niezwykle naturalne pokazywanie ciała, jeśli dany zabieg kosmetyczny tego wymaga, podoba mi się jej angielski, uwagi o życiu itd. Ogólnie Nieesia rządzi.

Dzięki niej z kolei trafiłam na Akcję Denko i od razu z entuzjazmem do niej dołączyłam. Chodzi w Denku o to, by nie kupować kosmetyków, dopóki nie zobaczymy denka starego. Czyli że pora powiedzieć "nie" pięciu pozaczynanym szamponom i stu pięćdziesięciu pomazianym cieniom do powiek. Pewna dziewczyna zrobiła świetny filmik instruktażowy, jak skomasować wszystkie cuda na jednej palecie:


Wesoło przystąpiłam do likwidacji wysypujących się z kosmetyczki pudełek - jak ja tego nienawidzę. Zawsze chciałam coś w tej sprawie zrobić, tylko nie wiedziałam, co.
Oczywiście musiałam poczekać na noc, bo takie rzeczy się robi, gdy dzieci śpią. Sytuacja wyjściowa (sorry, drastyczne zdjęcie):

Nożykiem do zbierania grzybów potraktowałam WSZYSTKO. Gdyby policja wdarła mi się na chatę i zobaczyła mnie przy tej czynności, sprawdziłaby zawartość pudru.

Potem do kieliszków do jajek, pomieszałam na oko, nie mogłam oczywiście ocenić odcienia po nocy:

Dodawałam spirytusu 95% łyżeczką i mieszałam, odciskałam zwykłym wacikiem kosmetycznym, porobiłam nawet marmurki a rano, już przy świetle dziennym, ukazał się taki widok:



Odcisnęłam jeszcze jakieś pieczątki mojego synka. Cała praca była naprawdę niebywale przyjemna, a kolory wyszły bardzo moje. Przynajmniej tak mi się wydaje.