W książce pacynki odgrywają z rozbrajająco ludzką naturalnością przeróżne sceny. Poprosiłam o wykonanie specjalnie dla mnie kopii Murzynki. Okazała się idealna. Natomiast dziewczyna w swetrze, na którą najintensywniej czekałam, moje alter ego, muza i obsesja, przyjechała w stroju, którego nie mogłam zaakceptować. Miała sweter "konon" z lumpeksu z lat 80-tych i elastyczne, powycierane dżinsy, również z epoki. I jedynym moim skojarzeniem było, że w związku z tym właśnie skończyła myć kibel.
Pomiędzy mną a Autorką lal nawiązała się korespondencja i muszę przyznać jej rację - sama wybrałam Dziewczynę na podstawie foty (Pani Hanna obfociła dla mnie komórką wszystkie lale ze swojej gdańskiej pracowni). A książeczka Twardowskiego nie jest katalogiem jej firmy. W książce lale mają dłonie, w katalogu nie. Murzynka miała je więc, ale druga, zgodnie ze zdjęciem na stronie sklepu, NIE. I to wszystko prawda i moja nieuwaga. Niemniej nie spodziewałam się aż takiej rozbieżności z oczekiwaniami.
Głowa Dziewczyny była jednak przecudna i nie zdecydowałam się na zwrot. Machnęłam tuning, kilka jego wersji. Zostało ostatecznie tak, jak widać na sesji w piekarni:)
Synek zachwycił się lalami. Do dziś traktuje je w pewnym sensie jak autonomiczne istoty, nazywa "dziewczynkami", rozmawia z nimi, opowiada im o planowanych psotach nie zważając na moją, siłą rzeczy, obecność. Ja trochę też się bawię, jak młodzi już śpią. Czasami, wiadomo. I bardzo gorąco polecam prace Pani Hanny.