niedziela, 21 sierpnia 2011

Tektura z tektury

 Jak robię tekturę z tektury opowiedziałam już tutaj , szczególnie polecam dogłębnie analizujący sprawę filmik z tego postu, ale od tej pory wprowadziłam już wiele innowacji. Otóż art-tekturę:) można zrobić z czegokolwiek. Mamy kilka arkuszy. Bazą początkowo były opakowania po jajkach, teraz wrzucamy do specjalnego garnuszka przez np. tydzień różne ścinki, ewentualnie dodajemy te wytłoczki (a miewają różne barwy:), zalewamy wodą i stoi kilka dni. Potem blenderem. Do papki dodaję krochmalu, tj. tak z pół łyżeczki rozrobionej w wodzie mąki ziemniaczanej. Wtedy tektura mniej się kruszy, jest sprężystsza. Potem wyściełam stolnicę workiem na śmieci i rozkładam papkę, wałkuję, dodaję cokolwiek - próbowałam nitek, konfetti, pociętych w paseczki gazet - przykrywam ręcznikiem, jeszcze raz wałkuję i odstawiam na szafę. Jak sobie o tym przypomnę, jest już tektura.


Można ją wykorzystać np. do robienia metek...





...do moich nowych produkcji - otulaczy do wielorazowego pieluchowania. Kto nie wie, o co chodzi - już tłumaczę mu na polski. Można użyć do przewijania niemowlaka znanej z przeszłości tetrowej pieluchy (albo flanelowej:), a żeby nie spadała, ubrać mu na nią takie gatki.






...a potem gatki zapchać do pojemnika z papierowej niby-wikliny...


...to tak jakby ktoś myślał, że już się poddałam w kwestiach ideowego mulenia wszechobecnego różu.

Pozdrawiam ciepło wszystkich, którzy JESZCZE, JESZCZE zdecydowali się tu zaglądnąć:)

piątek, 8 lipca 2011

Oszczędzaj z armią myszy


Myszy skarbonki i zwykłe myszy do zabawy i świnki skarbonki są już dostępne we wrocławskiej Bla Bla

 






Jeśli ktoś chce myszę, może wymienić się z nami na stare, połamane kredki świecowe, które przerabiamy TAK.
Prosimy wtedy o kontakt na sara-pisze@wp.pl :) Życzę wszystkim czytelnikom w dowolnym wieku dnia pełnego zabawy i oszczędzania:) 

wtorek, 5 lipca 2011

Najweselsza jarmułka świata w akcji

Mieliśmy się udać na koncert dla dzieci do synagogi i w związku z tym poinformowałam młodego o jarmułkach. Raz na jakiś czas odmawia czegoś kategorycznie i właśnie wypadł ten raz. Nie pomogło, że jest taki zwyczaj i że tata też ma. Nie pomógł nawet argument-armata, że panowie wyglądają w takim nakryciu głowy bardzo elegancko, poparty zdjęciami z netu. Zawahał się, ale nie uległ. Wobec tego w noc przed koncertem powstała najweselsza jarmułka świata, której się już nie oparł.









środa, 15 czerwca 2011

Tuning

Ponad rok temu trafiłam w bibliotece na zbiór opowiadań ks. Twardowskiego dla dzieci ilustrowany zdjęciami pacynek autorstwa Hanny Kośmickiej. Jak już kiedyś wspominałam, nie jestem fanką jego twórczości dla najmłodszych. Ale laleczki mnie zahipnotyzowały, zwłaszcza postać, jak się później okazało, o nazwie handlowej: "Dziewczyna w swetrze". Małe googlnięcie i już dwie były moje. Niby synka na urodziny.

W książce pacynki odgrywają z rozbrajająco ludzką naturalnością przeróżne sceny. Poprosiłam o wykonanie specjalnie dla mnie kopii Murzynki. Okazała się idealna. Natomiast dziewczyna w swetrze, na którą najintensywniej czekałam, moje alter ego, muza i obsesja, przyjechała w stroju, którego nie mogłam zaakceptować. Miała sweter "konon" z lumpeksu z lat 80-tych i elastyczne, powycierane dżinsy, również z epoki. I jedynym moim skojarzeniem było, że w związku z tym właśnie skończyła myć kibel.

Pomiędzy mną a Autorką lal nawiązała się korespondencja i muszę przyznać jej rację - sama wybrałam Dziewczynę na podstawie foty (Pani Hanna obfociła dla mnie komórką wszystkie lale ze swojej gdańskiej pracowni). A książeczka Twardowskiego nie jest katalogiem jej firmy. W książce lale mają dłonie, w katalogu nie. Murzynka miała je więc, ale druga, zgodnie ze zdjęciem na stronie sklepu, NIE. I to wszystko prawda i moja nieuwaga. Niemniej nie spodziewałam się aż takiej rozbieżności z oczekiwaniami.

Głowa Dziewczyny była jednak przecudna i nie zdecydowałam się na zwrot. Machnęłam tuning, kilka jego wersji. Zostało ostatecznie tak, jak widać na sesji w piekarni:)








Synek zachwycił się lalami. Do dziś traktuje je w pewnym sensie jak autonomiczne istoty, nazywa "dziewczynkami", rozmawia z nimi, opowiada im o planowanych psotach nie zważając na moją, siłą rzeczy, obecność. Ja trochę też się bawię, jak młodzi już śpią. Czasami, wiadomo. I bardzo gorąco polecam prace Pani Hanny.

piątek, 3 czerwca 2011

piątek, 13 maja 2011

Najgorsze jest wstawianie zębów krokodylom




Już mam!


I my też!



A teraz wieść szokująca (mnie): krokodyle można nabyć w realu!!!! Kawiarnia dla rodziców z dziećmi i nie tylko, Bla Bla, postanowiła zaryzykować współpracę ze mną. W przyszłym tygodniu dołączą jeszcze świnki-skarbonki i myszki-skarbonki. W planach zestawy ryb i dinozaury (o czym Bla jeszcze nie wie:)))))




...a ponadto liczę na (kliknijcie na zdjęcie, by dojść do Beaty):

środa, 4 maja 2011

Co to może być?


Mała podpowiedź:


Jeśli nie pomogło:



:) Na zamówienie mojego dziecka - drobiazg, królik w wielorazowej pieluszce...

Oczywiście zrobienie go zajęło mi trochę czasu, który mogłam poświęcić dla rodziny, na pracę lub spanie. Znacznie dłużej, niż zarobienie 7 zł, które kosztował poniższy królik z Chin...


Porównywalnie słodki, tyle, że odpadła mu noga po godzinie zwykłego użytkowania... (Tuż po sesji zdjęciowej odpadły obie ręce.)
Wszystko to przyszyłam, co doliczone do owych 7 zł (czas) nadal nie przekracza ręcznego króliczka...


Zastanawiam się nad ceną wyrobów rękodzielniczych. Temat stary i już nawet nie budzący emocji.
Oczywiście, że trzeba zapłacić za czyjąś pracę i koncept. Niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy.

Z drugiej strony w jednym z wrocławskich sklepów z rękodziełem zobaczyłam tak wysokie ceny, że chciało mi się głównie, niestety, nieco gorzko śmiać... zwłaszcza, że mniej więcej wiem, ile czasu i pracy trzeba włożyć w dany wyrób.

Wypośrodkować, jak ze wszystkim. Czyli ile, by nie bawić się w wolontariat? A może właśnie się bawić? Póki co przeliczam na kawy...

Jeśli ktoś ma ochotę podzielić się swoimi spostrzeżeniami na ów niemodny już temat, będę zobowiązana. Zwłaszcza, że niedługo wchodzę na giełdę;]

...i pierwszy raz w życiu zapisałam się na candy, u Rafiji...