Zrobiłam laleczki do nakładania na palec - właściwie miały to być pacynki, czyli na dłoń, ale nie wychodziły i nie wychodziły i skończyło się na takim czymś. W założeniu do wprowadzenia synka w sprawy teatru, ale widzę, że oderwały się od nadbudowy i są bardziej dla mamy. Na warsztacie ciąg dalszy, jacyś sąsiedzi, jakieś postaci z książek... Niczego nie obiecuję, bo życie mamy to nie przelewki.
Tu panna "Nie-uczesałam-się-bo-skończyła-się-kawa-no-i-co-z-tego", moje alter ego.
Tu miła pankówa, ale nie wyszła. Czarne kabaretki wyszły takie se i koszulka z napisem "heavy drinking" jest za obszerna, ale popracujemy nad tym. Fryzura za to jest OK.
Tu współczesna wersja Mady Mueller z "Ziemi Obiecanej". Tylko oczko jej się odpruło. Prawdziwa Mada jest moją idolką i przyjaciółką:)
4 komentarze:
śliczne i z charakterem te laleczki-pacynki są ...
chciałabym je zobaczyć 'w akcji' :)
Pozdrawiam!
Genialne
Dzięki:) W akcji będą, gdy trochę będzie ich więcej:)
Prześlij komentarz