piątek, 22 stycznia 2010

Trzeba zrobić coś tildowatego

Miluszka podjęła się wspaniałej akcji - po wizycie w Domu Dziecka, gdzie bawiła się z dzieciakami, i po doświadczeniu, jak bardzo potrzebują mieć coś swojego (bo tam jak w komunie, wszystko jest wspólne - tj. UBRANIA, ZABAWKI) postanowiła skombinować dla każdego dzieciaka hendmejdniętą zabawkę tylko dla niego. Nie trafi ona do wspólnego pudła. To jest naprawdę coś.

Opis tej wizyty znajdziecie na podlinkowanym blogu Miluszki.

Trzeba zrobić coś tildowatego, robię dwie myszy. Nie przepadam za dizajnem Tildy, ale jak tylko zdałam sobie z tego sprawę poczułam, że trzeba będzie kiedyś coś takiego zrobić w ramach wyzwania:] A tu akurat taka okazja.


Szyję z głowy, 100% ręcznie, więc robię w strategicznych miejscach podwójne szwy, by zabawka była pralna i nie zniszczyła się, jeśli dostanie się jej duża porcja czyjegoś uczucia. Staram się, by był to unisex.

Robiąc pokazane na tym blogu rzeczy mam często konkretne całkiem wyrzuty sumienia, że zajmuję się pierdołami. Tłumaczę się przed sobą tak, że to rodzaj odskoczni, terapii. Ten projekt pozwala na wyzbycie się wszelkich myśli o stracie czasu:)

I jeszcze pozwolę sobie na trochę kiczowatej prywaty. Zdjęcie pstrykałam na łóżku mojego synka, obok leży jego piżamka i jeszcze co gorsza komponuje się kolorystycznie z myszą... Oba synki są fajne i kochane przez wiele osób. Żyję w nie najgorszych warunkach, otoczona życzliwymi ludźmi, mam SWOJE przedmioty, niektóre nawet całkiem zbędne. Żyję w stworzonym przez siebie małym światku, przyjaznym, pełnym kawy, książek i zapowiedzi miłych spotkań. Jestem zdrowa. Obok, na ulicy, dzieją się choroby, niechciane ciąże, rozbite rodziny, dyskryminacja ze względu na tysiąc rzeczy. Łatwo mi stać z boku i pomagać np. szyjąc myszkę na tle pięknego widoku z okna.

A skoro łatwo, powinnam tego robić więcej.

środa, 20 stycznia 2010

Robimy scrapa dla Grześka


Malgwa zaprosiła wszystkich do pospolitego ruszenia na rzecz Grzesia Majkuta, który jest chory na autyzm, a jedyną znaną dziś formą pomocy w tej chorobie jest rehabilitacja. Która oczywiście kosztuje.

Sposób Malgwy jest prosty i przyjemny - robimy scrapa 30x30, wysyłamy do Malgwy, a ona organizuje pierwszą najprawdopodobniej w Polsce wystawę scrapów, a bilety cegiełki na nią wspomogą Grzesia.

Tylko trzeba się pospieszyć, prace wykonujemy do końca stycznia. SZCZEGÓŁY NA BLOGU MALGWY:)

Niestety nie udało mi się zamieścić informacji o tym wcześniej, więc jeśli ktoś dowie się o akcji ode mnie, ma mało czasu:) Ale może zrobić jeszcze jedną rzecz - pomyśleć nad zorganizowaniem podobnej wystawy w swojej miejscowości, czyli że po zamknięciu jej u Malgwy w Łomży wszystkie scrapy jadą do Ciebie i Twoi ziomale dowiadują się o formie wyrazu, jaką jest scrap, i kupują cegiełki dla Grześka:)

piątek, 15 stycznia 2010

Gwiazdki wg Olli



Wykonałam gwiazdki wg tutorialu Olli z Modern Meets Vintage. Kurs zamieszczony w prawej kolumnie jej blogu jest niebywale prosty, kawowo naławowy. Zrozumiałam nareszcie schematy (przynajmniej ten:), z czym u mnie jest gorzej niz kiepsko. Przy okazji spotkało mnie wiele miłych słów z jej strony.

Gwiazdki zawisły na choince przyjaciół. Fajnie byłoby mieć całą w takich.

czwartek, 10 grudnia 2009

Architektura wg Muminków

Oczywistą inspiracją jest Tove Jansson, drugą moje dawne, dawne odkrycie i fascynacja - osoba o nicku Gooseflesh. Tu jej BLOG, tu jej SZYDEŁKOWY OCEAN, tu jej BIŻUTERIA - nie przestaję chcieć mieć - a tu jej HAFT.

Takie podejście do haftu jest bardzo moje. Do szydełka zresztą też, i w obu tych technikach chciałabym zrobić kiedyś to, co ona - wyjść poza konwencję, uwolnić się od aniołków, serwetek, tego wszystkiego, co opanowało nasz umysł w temacie "szydełkowanie", i używać prostej umiejętności machania tym haczykiem bardziej fristajlowo.

Mam nadzieję, że morskie gluty, które ostatnio produkuję maniacko gdy tylko mam możliwość, nie są plagiatem. Nie dorównują rafie koralowej Gooseflesh i widzę je, w przeciwieństwie do niej, tylko z koralikami - pęcherzykami powietrza:) Nie będę iść dalej w tym kierunku. Zamierzam natomiast pokombinować z architekturą, muminkową i skandynawską w ogóle:)))))

Tu coś pomiędzy domem Filifionki a kabiną kompielową Muminków. Dość odrealnione, bo brak drzwi.






...i morskie gluty.

wtorek, 24 listopada 2009

Karmnik

Z serii kraftu-kraftu z dziećmi.
Może moi niektórzy równolatkowie pamiętają rewelacyjną książkę z dzieciństwa - "Głos przyrody; wiosna-lato-jesień-zima". Wiele książek było wówczas takich samych w wielu domach...

Poprzedzony długą akcją uświadamiającą karmnik. Że i dlaczego w zimie niektóre zwierzęta nie mają co jeść itd. Wyprawa po ziarno i słoninę na Halę Targową. Karmnik do złożenia znaleźliśmy w składnicy harcerskiej. W wersji ambitnej mieliśmy wszystko robić sami - wyszukiwać odpowiednie patyczki w parku, piłować deski - ale tak mnie wszystko boli, że nie będzie ambitnie. I tak było fajnie, próby odczytywania instrukcji, nowe narzędzia.



Można dłubać z przyjacielem.

Trochę skandynawskich inspiracji: Jujja Wieslander, Thomas Wieslander i ilustracje Svena Nordqvista, "Mama Mu buduje" (wspomniałam, że akcja KARMNIK była szeroko zakrojona i interdyscyplinarna):



środa, 18 listopada 2009

Zaczynam mieć naszyjniki







Dostałam kilka kart z książki szwedzkiej pisarki i ilustratorki dla dzieci, Ann-Madeleine Gelotte. Drugie życie jej obrazków (bo o pierwszym już nie ma mowy) wygląda tak. Na samoutwardzalnej masie przyklejone fragmenciki ilustracji plus farby akrylowe, bezbarwny lakier do paznokci. Było dużo cyzelowania.

Optymistycznie mnie nastrajają.

UPDATE:
...i nie można ich za bardzo moczyć. Po długim prysznicu odkleił się kawałeczek (w końcu masa jest "odzyskiwalna" wodą), ale dało się łatwo uzupełnić. No i malowanie tego kawałka od nowa...:)

poniedziałek, 9 listopada 2009

Filc plus haft





Jakoś zaczęły mi się wpychać w głowę ptaki i ich pióra, morze, wydmy, a jeśli chodzi o tworzywo - własnoręcznie ufilcowany filc, płótno, jedwab, glina.


Pewnej bezsennej nocy powstawały seryjnie okrycia na komórki wg przepisu Eight, tyle że absolutnie nie udało mi się uzyskać klapki. Klapka nie jest mi do niczego potrzebna, a pokrowiec spełnia w moim przypadku rolę opatrunku na zdezelowaną komórę - by się nie rozsypała. Sobie zostawiłam 2, a sporą nadwyżkę (na początek to coś tu pokazane) puszczam w świat na Bazarku Handmade... To mój debiut tam:)

EDIT: Na razie nie ma tam już niczego mojego, staram się wykończyć i wrzucić kilka rzeczy, ale dzidziuś w brzuchu ma coraz częściej inne plany niż ja. Przepraszam!
.