czwartek, 7 października 2010

Love is in the air - chodzi o to drugie zdjęcie



Moi mili!
Ponieważ nie chcę zadręczać Was tematem dzieci (wiem, jakie to straszne, sama uciekam od ludzi gadających tylko o dzieciach), a jednocześnie mam potrzebę podzielenia się z innymi rodzicami pomysłami na spędzanie z dziećmi czasu (bo tyle już nabrałam pomysłów od innych, może i moje się komuś przydadzą), zapraszam zainteresowanych w zupełnie inne miejsce pod wiele mówiącym tytułem:


wtorek, 5 października 2010

Miejskie dziewczyny

Zrobiłam laleczki do nakładania na palec - właściwie miały to być pacynki, czyli na dłoń, ale nie wychodziły i nie wychodziły i skończyło się na takim czymś. W założeniu do wprowadzenia synka w sprawy teatru, ale widzę, że oderwały się od nadbudowy i są bardziej dla mamy. Na warsztacie ciąg dalszy, jacyś sąsiedzi, jakieś postaci z książek... Niczego nie obiecuję, bo życie mamy to nie przelewki.

Tu panna "Nie-uczesałam-się-bo-skończyła-się-kawa-no-i-co-z-tego", moje alter ego.



Tu miła pankówa, ale nie wyszła. Czarne kabaretki wyszły takie se i koszulka z napisem "heavy drinking" jest za obszerna, ale popracujemy nad tym. Fryzura za to jest OK.



Tu współczesna wersja Mady Mueller z "Ziemi Obiecanej". Tylko oczko jej się odpruło. Prawdziwa Mada jest moją idolką i przyjaciółką:)



poniedziałek, 6 września 2010

Projekt Denko

Dzięki Kasi trafiłam na specyficzny kanał na Youtube - Nieesia25 opowiada o kosmetykach i o życiu w Anglii. Niesamowite, ale o ile zawsze nużyły mnie gadki o malowidłach, jej programy - bo tak to trzeba nazwać - kosztowały mnie bezsenną noc. Odkryłam też z zaskoczeniem, że sporo ludzi nagrywa takie filmiki i wrzuca na Youtube, prowadząc jakby swój autorski program. Śmiejcie się lub nie, ale nie wiedziałam o takim zjawisku. Może kiedyś się odważę na jakieś filmikowe uzupełnienie bloga o Wrocławiu?.

Po poklikaniu w podobne doszłam do wniosku, że na ogół prowadzone są przez wymuskane, ciągle poprawiające włosy przed kamerą dziewczyny, co niczym nie różni się od telewizji. Przy nich Nieesia jest naprawdę całkiem osobną kategorią. Podoba mi się jej niewymuszony look, jej roztrzepanie, niezwykle naturalne pokazywanie ciała, jeśli dany zabieg kosmetyczny tego wymaga, podoba mi się jej angielski, uwagi o życiu itd. Ogólnie Nieesia rządzi.

Dzięki niej z kolei trafiłam na Akcję Denko i od razu z entuzjazmem do niej dołączyłam. Chodzi w Denku o to, by nie kupować kosmetyków, dopóki nie zobaczymy denka starego. Czyli że pora powiedzieć "nie" pięciu pozaczynanym szamponom i stu pięćdziesięciu pomazianym cieniom do powiek. Pewna dziewczyna zrobiła świetny filmik instruktażowy, jak skomasować wszystkie cuda na jednej palecie:


Wesoło przystąpiłam do likwidacji wysypujących się z kosmetyczki pudełek - jak ja tego nienawidzę. Zawsze chciałam coś w tej sprawie zrobić, tylko nie wiedziałam, co.
Oczywiście musiałam poczekać na noc, bo takie rzeczy się robi, gdy dzieci śpią. Sytuacja wyjściowa (sorry, drastyczne zdjęcie):

Nożykiem do zbierania grzybów potraktowałam WSZYSTKO. Gdyby policja wdarła mi się na chatę i zobaczyła mnie przy tej czynności, sprawdziłaby zawartość pudru.

Potem do kieliszków do jajek, pomieszałam na oko, nie mogłam oczywiście ocenić odcienia po nocy:

Dodawałam spirytusu 95% łyżeczką i mieszałam, odciskałam zwykłym wacikiem kosmetycznym, porobiłam nawet marmurki a rano, już przy świetle dziennym, ukazał się taki widok:



Odcisnęłam jeszcze jakieś pieczątki mojego synka. Cała praca była naprawdę niebywale przyjemna, a kolory wyszły bardzo moje. Przynajmniej tak mi się wydaje.

sobota, 21 sierpnia 2010

Recykling foliowych torebek

Przynaglona przez Mpenzi upowszechniam moje kolejne wyczyny.
Wkurzyła mnie wielka foliowa torba, a w niej inne foliowe woreczki, których robi się coraz więcej. Jest to pęczniejący potwór w szafce. Dlatego woreczki zostały posegregowane kolorami i póki co część zużyta wg przepisu MIA_MI (którą serdecznie pozdrawiam), ale trochę inaczej.

Usunęłam uszy i dno i pocięłam na paseczki. Różne odcienie niebieskiego.

Potem klasycznie - włożyłam między dwie warstwy papieru do pieczenia (miałam dwustronny, nieważne, która strona idzie do blachy a która do ciastek) i przeprasowałam żelazkiem nastawionym na bawełnę.

Masa pod żelazkiem zaczyna się kurczyć, im gorętsze, tym bardziej. Jest to przepiękny widok. Potem mamy jeden gładki płatek. Strona lewa i prawa różnią się. Mi bardziej podobała się lewa.

Pocięłam następnie płatek na kwadraciki i ułożyłam na płóciennej torbie mozaikę. Klej polimerowy nie oparł się pewnym czynnikom, potem przykleiłam więc jeszcze raz zwykłą "Kropelką" i zdaje się być OK.





I oczywiście próby, próby! Figuralnie z powycinanymi detalami z opakowania po pieluchach + zabawa i moim imieniem:) Tło: paskudne, żółte, nieprzejrzyste reklamówki.

Zielone worki na śmieci:

Zwykłe, białe, przejrzyste woreczki:

Czarne worki na śmieci:
Na to białe i czarne mam już pomysł.

niedziela, 1 sierpnia 2010

Zaangażowane społecznie słoiki

Wpadła mi w ręce książka Ann Oakley "The Sociology of Housework", w której opisuje stany duszy irlandzkich gospodyń domowych pod koniec lat 60-tych. Ogólny morał jest taki, że praca kobiet w domu jest niedoceniana, ciężka, nieprestiżowa, monotonna i wywołująca w niektórych przypadkach zaburzenia psychiczne. Brzmi znajomo?.. Dla mnie tak. Te badania są w przerażający sposób jakby nadal aktualne.

Żeby nie było, spora grupa badanych deklaruje satysfakcję ze swojej pracy.

Skłoniła mnie ta lektura do wykonania zawieszek na słoiki z przetworami. Z jednej strony jest napisane, co to za przetwór, a z drugiej jest niby-scrap. Nie jest to moja forma wyrazu:) , ale czasami kusi, by popróbować. Nawet bagatelizując taki drobiazg, jak kompozycja:P Użyłam wypowiedzi z badań metodą: dokończ zdanie - Jestem... (anglogęzycznym otwiera to też drogę do powiedzenia czegoś w czasie teraźniejszym, "idę do sklepu" jest uroczym tego przykładem)

W założeniu miało być super minimalistycznie:


...ale potem skusiły mnie koronki, kwiatki i ogólnie różne kobiece fatałaszki - chciałam nawiązać do mody na bielenie, koroneczki, guziczki i pseudobabciowość. W końcu to jedno z obliczy bardzo wielotwarzej, współczesnej, polskiej gospodyni domowej.





Wreszcie totalny chaos:



Wyobrażam sobie, że przetwory wyjadą z takim czymś na stół. Ciekawe, jak goście to skomentują i czy w ogóle coś powiedzą.
Sama uważam, że problem jest naprawdę poważny.

Moja prababcia każde lato spędzała w gorącej kuchni, szykując hurtowe ilości przetworów. Dzień po dniu, upał nie upał, w domu lub na wyjeździe (tam też znajdowała sobie kuchnię do gotowania). Najwyraźniej tak rozumiała swoją rolę. Założę się, że jak każda chyba dziewczyna wolałaby popływać, pójść do lasu.

Badania A.Oakley będą chyba zawsze aktualne, bo zawsze będzie do wykonania ten rodzaj pracy, zwanej hucznie "prowadzeniem domu" - żmudne, monotonne i czasochłonne czynności, wykonywane najczęściej na akord i w najwyższym stopniu nietrwałe. W hałasie i przy kontakcie z chemikaliami. Czyż taka praca nie powinna być otoczona, delikatnie mówiąc, sporym szacunkiem? Czy nie powinien ją wykonywać każdy, kto chce korzystać z uporządkowanej tak przestrzeni?

środa, 21 lipca 2010

Pierwszy wypał!

Zanim na zajęciach z ceramiki stworzyłam takie ufo... (które jeszcze w tym poście się pojawi)...

...skleciłam pierwszy w życiu twór. Nie bardzo wiedziałam zaczynając, co to może być, po prostu było to ćwiczenie, które przeobraziło się w wazon. Bo nie miałam żadnego (dacie wiarę), a trzeba było "formę" jakoś ukierunkować, by nie zmarnowało się tyle dłubania.


Mokra forma, będzie schnąć wiele dni i czekać na wypalenie.
Jak widzicie, zajęcia odbywają się w ślicznej i autentycznej średniowiecznej piwnicy, zapleśniałej i wilgotnej. Bardzo jest tam fajnie:)))

Zastanawiałam się wiele razy, czy by nie połączyć moje dwa blogi. Inspiracje mojej tfffurczości tak ściśle wiążą się z Wrocławiem, że czasem nie wiem, który post dać gdzie. Tym razem też tak jest; cieszę się, że mogę pełna dumy i zadęcia pokazać Wam tą piwniczkę pod samym centrum.

Wypalone cudo:
...i już poszklone (to wymaga kolejnego wypalenia - w ogóle cały proces strasznie długo trwa, ma to swój urok). Tak wygląda źle poszklony:) szamocik - rodzaj gliny z mnóstwem małych kamyczków w środku.

Uwaga, artystyczne zdjęcie - trzy warstwy: kwiaty, szamot, "perliczka"...

"Perliczką" nazwałam powierzchnię wewnątrz innej miseczki, na której na białe szkliwo napryskały kropelki zielonego. Bo szkli się tak, że najpierw np. białym w środku, wypełniając miskę po brzegi szkliwem i tak przez chwilę trzymając - niesamowite uczucie, gdy to jakby mleko osadza się wyraźnie coraz grubsza warstwą - a potem michę do góry dnem ustawia się na dwóch deskach nad miską i polewa z góry np. zielonym. I wtedy kropelki mogą odbić się od powierzchni spływającego do miski szkliwa i popryskać białe już wnętrze, co oczywiście mi się stało.
Ale spoko, podoba mi się.




Ufo ma na dole dziury, bo to nie koniec - coś tam jeszcze będzie.
Pozdrawiam Was pogodnie, Czytelnicy, i naprawdę zachęcam do zabawy w ceramikę. Bardzo upierdliwe, bardzo terapeutyczne, bardzo nieprzewidywalne:))))
Tylu jeszcze rzeczy chcę się w tej kwestii nauczyć.

środa, 30 czerwca 2010

W takich warunkach powstają moje prace


A także prace przez duże pe, obiady, mejkapy, porządki.

Ciekawe i godne socjologa jest to, że siły kraftowe tłumione mniej lub bardziej od czasów ZPT wybuchają w ludziach, gdy pojawiają się ich dzieci (tj. w ludziach-kobietach, nie wiem, jak z tatami - nie zaobserwowałam).

Czy jest to wywołane brakiem możliwości wykonywania wówczas większych projektów, czy powtarzalność czynności i nietrwałość ich skutków prowadzi do obrony - skanalizowania kreatywności gdzie indziej, czy po prostu jest to znana od wieków najtańsza psychoterapia, tak w owych latach potrzebna:), czy bunt wobec plastikowych, hałasujących zabawek, czy wszystko razem - fachowcom oceniać.

Pozdrawiam wszystkich kraftujących dla spokoju, czy to rodziców, czy nie.
Nie dajmy się!
Kraftujmy w miejscach publicznych!
Wymianiajmy się sprzętem i materiałem!