wtorek, 19 sierpnia 2008

Drugie oblicze stylu vintage

Oglądając skandynawskie blogi wnętrzniarskie jestem coraz dalej od powszechnych nimi zachwytów. Jakoś tak głupio, jak Skandynawki nie-Dunki naśladują Dunki, a te - Francuzki z Prowansji. I dziwnie wygląda kopia prowansalskiego stylu w mroźnej Północy - rozumiem jednakże, że ktoś chciałby taki dom mieć i cóż, że jest sam ze Szwecji. To jeszcze jednak pikuś.

Często gromadzenie starych przedmiotów przybiera dziwne rozmiary, trzeba mieć naprawdę ogromny dom (OK, mają), ale i on w pewnym momencie staje się przeładowany i zaprzecza sam sobie (że niby staroświecka prostota). Świetnie oddaje to tytuł przesympatycznego, autoironicznego postu: "Kto ma więcej przedmiotów w chwili śmierci, wygrywa!" (wrzucę linka, jak tylko go dorwe znowu!).

Ale najbardziej powala mnie coraz częstsze niszczenie przedmiotów: zmasakrowane białą farbą zabytki, tutki zapachowe zrobione z kart starych kościelnych śpiewników... z komentarzem, że to jakaś stara książka z pchlego targu...To ostatnie może najbardziej mnie porusza, bo sama zbieram śpiewniki.

Do tego dochodzą sprawy znane i z naszego podwórka - abstrakcyjne ceny postarzanych przedmiotów, złachanych na "przedwojenne" misiów... prostych, drewnianych klocków, do któych wykonania nie potrzeba szczególnie dużego wkładu czegokolwiek... i innych zabawek przypominających stare, np. głupiego bączka.

Żeby nie było, lubię starocie i jestem może nawet za maniakalnie zafascynowana związkami z przeszłością. Białą farbę też lubię, na meblach, bo się wtedy nie narzucają, a taka jest w końcu ich rola; na innych przedmiotach, bo pasują wtedy do wszystkiego. Ale przesada we wszystkim chyba na dobre nie wychodzi. Obserwacje, ile pięknych rzeczy poległo, bo były nie dość "shabby", polecam wnikliwym czytelniczkom Skandynawek. Ile pieniędzy zostało wydane na coś, co udaje jakieś, a mogłoby kosztować o 2/3 mniej - chyba każda z nas wie...:)

No jednym słowem odkryłam i na wzorcowej dla wielu Północy drugie oblicze sielskiego vintage. Bezmyślne, niszczycielskie, często sztampowe.

I myślę sobie ostatnio, że tysiące domów będą wyglądały potem tak samo. I że jak będę miała własny, duży domek (he, he, he), to będą w nim oczywiście starocie, ale przemieszane z nowoczesnymi sprzętami i mające funkcje praktyczne. Coś podobnego widziałam nawet w realu, w domu dziadków mojego przyjaciela - obok badziej niż nowoczesnych urządzeń szafa (ich własnej pra pra...) z XVII wieku, w niej normalne ciuchy. Między talerzami z Ikei plączą się jakieś przedwojenne. Schody skrzypią, cholernie na nich zimno, dociera się nimi do pokoju z super nowoczesnym ogrzewaniem. No fajnie było... (Gratuluję serdecznie tym, którzy się tu doczytali.)

By odreazgować, zrobiłam se takie coś:
Po namaczaniu przez noc w esencji herbacianej obleśnych, ślubnych różyczek o bilącej po oczach bieli...

Zrobiłam pudełeczko... wiem, że poplamione... to nic, bo to raczej taki wygłup...

... które z góry wygląda tak:

Jak ma zawsze i wszędzie trącić myszką, to czemu nie?
A teraz mini-konkurs z mini-kraftową nagrodą: co jest w pudełku? Podpowiedź: Napis nie wprowadza w błąd. Jest to jeden przedmiot należący do mężczyzny. Mógłby spokojnie należeć do kobiety, ale tak się zdarza dużo, dużo rzadziej. Jak nie jest w pudełku, to straszy gości, którzy nie wiedzą, co to jest. :) Bardziej zaciemnić nie mogłam;) Przyznaję, zadanie jest trudne...:)

34 komentarze:

joanna pisze...

Masz rację, że już wiele "skandynawskich" wnętrz jest zwykłą kopią innych, chociaż - na szczęście - trafiają się zwykłe, proste, jasne a nawet kolorowe...
Przyglądam się "przeróbkom", postarzaniu, przecieraniu i też przeraża mnie bezmyślne niszczenie.
Nie mam wątpliwości, że jest to tzw."moda" - niestety...

Ale stworzyłaś niesamowitą zagadkę - prawie jak w Antyradiu ;)
Nawet nie próbuję zgadywać (pierwsze skojarzenie było - aparat ortodontyczny :)))

LillaFlisan pisze...

I don't know whether you speak swedish or not så I'll write in english just in case (even though your swedish writing were perfect)

What a gifted artist you are!
Amazing pictures of the old town and really unique "paper art"
I used the google translation tool so I didn't really understand everything but that don't matter when you have such beautiful photos!
I'll be back.... ;-)
Flisan

Anonimowy pisze...

cały tekst przeczytałam, nie zaglądałam na skandynawskie blogi, więc o pomieszczeniach się nie wypowiem... ale co do niszczenia rzeczy... oczywiście niszczenie ma swoje granice.
wspomniałaś o starych książkach - sama jakiś czas temu miałam dylemat - skąd wziąć pożółkłe strony? musiałam znaleźć książkę, która nikomu by sie nie przydała. z pomocą przyszła mi szkoła ;) na ostatniej lekcji w roku szkolnym pakowaliśmy wyposażenie z pracowni, którą dyrekcja zaplanowała wyremontować podczas wakacji. nauczycielka chciała wyrzucić stare podręczniki, więc je szybko sobie przywłaszczyłam :) od razu tłumaczę, że identyczne ma każdy z uczniów, a tamte i tak poszły by do kosza. pożółkłe i rozpadające się, pewnie bez części stron :)
Drugie rozwiązanie dla starych stron przyszło z płatkami śniadaniowymi, do których dołączona była książeczka z bajką dla dzieci - barwa stron mnie ucieszyła :)

co do przedmiotu w pudełku... pomyślałam o aparacie na zęby, takim plastikowo-metalowym... miałam taki w przedszkolu ;p

pozdrawiam!!

Anna pisze...

w wielu tamtych blogach podoba mi się ta przestrzeń, te duże domy (mówię to jako posiadaczka 47 m), lubię białe przedmioty (ale chyba bardziej biel o kolorze śmietany, niż śniegu), wprowadzają ład do wnętrza... a moze te "stare książki" to postarzone kserokopie, nie są chyba aż takimi barbażyńcami??

a co do zagadki, to nie mam zupełnie "pomyślunku", chyba tak jak Joannie przychodzi na myśl aparat korekcyjny...

Sara pisze...

Moje drogie!
Cieszę się, że ktoś mnie rozumie:)

Drycha: nie musisz się doprawdy aż tak tłumaczyć;) Nie miałam na myśli, i jestem pewna, że o tym wiesz, niszczenia książek jako takich w ogóle, tylko cennych, starych, w jakiś sposób jedynych w swoim rodzaju, np. bardzo "niszowych"... A podręczniki musiały mieć do tego fajne obrazki :) Kioskowych książeczek dla dzieci też bynajmniej do tej grupy nie zaliczam (miałabym raczej wątpliwości, czy takie tragedie estetyczne pokazać jakiemukolwiek dziecku) i sama chętnie zdejmuję foliową warstwę, by została sama tekturka na albumy czy coś. Co do postarzania papieru - zrobiłam serię klasycznych eksperymentów z namaczaniem różnych papierów w herbacie - niektóre się rozłażą, inne przeciwnie, twardnieją - no kino za darmo. No i fajnie nadają się na pożółkłe kartki różne dzieła polityczne poprzedniej epoki - tyle ich że nie szkoda, a papier lichy i ładnie pożółkł...

Joanna.ka : nie wiedziałam, co to jest Antyradio, a teraz już wiem! Co do wnętrz, mam jeszcze jedną wątpliwość: jak się w takim wycyzelowanym wnętrzu ci ludzie poruszają... i jak często muszą
prać te białe hektary kwadratowe. (Bo ja to ledwo gdzieś wejdę, już są plamy i kurz wesoło przylatuje, ale może nie wszyscy tak mają).

ZAGADKA: TO NIE JEST APARAT ORTODONTYCZNY!!!! Ale owszem, ciepło... kluczowa jest teraz informacja o mężczyźnie - to coś służy głównie im, bo prawie tylko oni bawią się w takie jedno głupie coś...:)

Lillaflisan: I do speak Swedish and I'm very much in love in that country, all becouse Astrid books. I've learned Swedish becouse of her ages ago! Thank you soo much for what you say; I don't feel like being artist at all, I only make sth from time to time to rest from my work or having an eye on my little son.
I know Google translators can be funny, as a translator I don't believe in artifitial translating at least nowadays. But why not to have fun:) I'll be back soon, hej då!

Anna pisze...

jeżeli jedno, to może monokl??
ale to z zębami nie ma nic wspólnego, chyba, ze się "coś" zobaczyło i się zgrzyta ze złości;))

Sara pisze...

Anne: Przestrzeń oj tak, tego akurat nie brakuje! Fajnie jest zresztą łączyć różne odcienie bieli...
Pisząc o książce miałam na myśli konkretny niestety przypadek, gdy kobita robiła tutki zapachowe z oryginalnych, starych kościelnych śpiewników - sama pisała! Pomijam już pewną niestosowność, jaką ten czy ów może odczuć, ale no po prostu to były stuletnie lub więcej książki; autorce bloga chodziło o nietypową czcionkę i pięciolinię z nutkami. Aż mi się chciało wyć przez Bałtyk - zeskanuj to sobie i wydrukuj na postarzonym papierze, a to cudo dawaj tu mi, mi, mi, jak ci niepotrzebne!!! (Może kiedyś się pochwalę moją kochaną kolekcją;)

Anna pisze...

Saro, wiesz co mi przyszło na myśl?? że "polak potrafi", że nam szkoda jest niszczyć starą książkę na jakieś tam tutki zapachowe, więc wymyślamy skanowania, kserowania, postarzanie... że nam się chce... być moze związane jest to z naszą historią, że jednak wiele naszych zabytków (tych ważnych i mniej ważnych) zostało zniszczonych i chcemy jak najwięcej "ocalić od zapomnienia", że my nie umiemy iść po najprostrzej "linii oporu"...

Kamila pisze...

Saro - trafiłaś w sedno ze swoimi przemysleniami - podobne nasuwaja się i mnie przy oglądaniu skandynawskich blogów - maja sporo ciekawych rzeczy, detali, które w natłoku po prostu giną. w tych domach jest prawie tak samo jak w sklepach, ktore czasami pokazują ;) no, sklep taki chciałabym mieć bardzo, ale dom to już raczej nie. Co do przeróbek to - jestem absolutnie na nie domorosłym "odnawiaczkom" wiekowych mebli. choc sama nie znam się na nich i pewnie urody ich nie doceniam, jednak mam na tyle przyzwoitości, ze wiem, że antyki w spokoju zostawic trzeba. Ksiażek drzeć nie mam jakoś serca, no nie mogłabym - nawet te, co scraperki kupuja za złotówke od Panów w podziemnym przejściu. No nie i już. No, chyba że Harlequina jakiegos, ewentualnie ;) Wyjątkiem beda tez styare niepotrzebne podręczniki. . a już robienia tutek czy czegokolwiek ze starych śpiewników sobie nie wyobrażam - no, ale widac dla każdego cenne jest co innego i tyle.

Acha - żeby nie było - lubię biel, i schabby chic tez lubię ;) ale wszystko z umiarem.

a co w pudełku nie wiem, pojęcia wprost nie mam, ale chętnie zajrzę jak już zagadka zostanie rozwiazan , haha

pozdrawiam ciepło

Karolina pisze...

Przeczytalam "jednym haustem" i napiszę tylko ponieważ wybywać muszę, że i mnie dawno pzestały fascynowac skandynawskie blogi (kiedyś wspomniałąm o tym u siebie chyba w komentarzach) Oglądając je mam wrażenie, że jestem wciąż w tym samym domu.

Sara pisze...

Kamilcia: moim zdaniem bardzo, ale to bardzo trafnie podsumowałaś - dla każdego cenne jest coś innego. W sumie nie mamy prawa ingerować w to, że dla kogoś np. stare książki nie są cenne. Dla mnie np. nie są cenne strasznie drogie włoskie buty z kamieniami Swarowskiego i zaraz bym je rozkręciła:), a ktoś może o nich marzyć przez cały rok i nie zmienimy tego. Można chyba ewentualnie próbować tłumaczyć, dlaczego wolimy zostawić coś tak, jak jest, ale to pociąga za sobą uroki pracy u podstaw...

Ale to nie przeszkadza tłuc głową w parapet na widok kolejnej pociachanej rzeczy:)

A sklepu bym nie chciała mieć, bo bym cały czas drżała, że mi się włamią tłumy vintage girls, a po drugie przywłaszczałabym sobie mnóstwo rzeczy i interes byłby to żaden...

Anne: myślę, że coś jest na rzeczy. Prawdopodobnie działa i taki czynnik, o jakim mówisz, na ile kumam Skandynawów. A że "Polak potrafi", to wiadomo... któraś z dziewczyn ze Sztukowni miała na to świetne określenie: makgajwerowanie. Bo w PRL nie było gotowych rzeczy do sztukowania i się kombinowało.
Choć wydaje mi się również, obym się myliła, że mówiąc o poczuciu wartości takich rzeczy w naszym narodzie mówisz głównie za siebie...:) Poczyniłam nieco obserwacji domorosłego socjologa sugerujących, że niekoniecznie każdy miałby szacunek do tych spraw. Na pewno działa tu też, jeśli nie głównie, indywidualne zaplecze danej osoby niezależnie od kraju.

Nirshya.dwbh: wcięło mi Twój komentarz, po raz pierwszy takie coś się stało! Po kliknięciu "opublikuj" zniknął. Zdążyłam tylko przeczytać coś o kwiatkach... trochę mi głupio, ale to nie moja wina :/

Anonimowy pisze...

tylko napisałam jak sobie poradziłam z problemem niszczyć-nie niszczyć, bo szkoda było mi jakiejkolwiek książki ;p

co do przedmiotu bardziej do mężczyzn pasuje fajka czy coś w ten ząb... ale ze sztuczną szczęką nie ma chiba wiele wspólnego....

Sara pisze...

Komentarze pędzą jak szalone, jeszcze chyba tylu nie miałam!

A ja byłam pewna, że mnie zlinczujecie! Gotowa na wszystko i z naburmuszoną miną czekałam na odpieranie ataków, a tu taka zgodność pogląów!

Drycha: a propos poprzedniego posta: nie wrzucę jednak zdjęć całościowych pocztówek, bo pogoda nadal nie sprzyja a i nie ma czego pokazywać... i tu też zgoda, no normalnie nudno sie robi! :P

ZAGADKA: widzę, że nie dacie rady, ha ha! Wobec tego mówię już, co jest w środku: OCHRANIACZ NA ZĘBY DLA BOKSERÓW!!! Sportowców, nie psów. Nie pokażę, jak to wygląda, bo jest naprawdę straszliwe: sztuczna szczęka połączona z truposzem. And the winner is Anne, bo trafiła w dwie cechy - pojedynczy i dla mężczyzny. Aparat ortodontyczny jest też jeden, ale kobiety częśćiej go noszą niż uprawiają boks... Fakt, że odp. "fajka" też trafia w pojedynczość i męskość, ale zachwyciło mnie podejrzenie, że ktoś w moim domu nosi monokl. Tak. Nie ma to jak obiektywne jury w jednoosobowym składzie...:) Jeśli zwycięzczyni ma ochotę na nagrodę, proszę pisać na: sara-pisze@wp.pl

Kamila pisze...

Saro, ja marzę o sklepo-galeryjce może jeszcze polączonej z mini-herbaciarnią od dawna, więc żadne tłumy napadających mi nie straszne, haha. Na razie mam tylko mini mini galeryjkę internetową, ale mam nadzieję, że kiedyś się odważę i będzie coś w realu :) Wynajdywanie róznych urokliwych przedmiotów musi być bardzo ekscytujące :)

p.s. buty ze svarowskimi tez bym pewnie rozmontowała, haha

a zagadka doprawdy zagadkowa na maxa !! w życiu bym nie wymyśliła, haha

Sara pisze...

Kamilcia: natchnęłaś mnie do wpisu na drugiego bloga o tutejszym ciucholandzie z XIX w. Nie wiem, czy gdzieś indziej takie coś jest. Można się normalnie kopać w ciuchach sprzed 100 lat, a niekiedy i jakby starszych. Jeśli ktoś się zlituje i popilnuje dzidziusia, bo to miejsce wybitnie nie dla niego, a właściciele pozwolą na zdjęcia, to pokażę. (Jak nie, to pokażę to co tam już zdążyłam kupić:> )

Kamila pisze...

ale mi narobiłaś teraz ochoty na te zdjęcia - to musi być coś niesamowitego taki ciucholand, haha. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że te ciuchy wszelkie nie trafiły do muzeów róznych a na wystawkę ;)

Sara pisze...

Co jakiś czas Muzeum Etnograficzne robi najazd na ten sklep.
Ciuchy są nie z wystawek, a od babć które chcą się ich pozbyć, albo jak zrozumiałam od rodzin babć, nie wiedzącyhc, co począć ze spadkiem 4 skrzyń z dziwnymi ciuchami. To kolejny przykład na to, że nie dla wszystkich to samo jest cenne.

Babcie są z Niemiec, Polski, Czech.

Spróbuję w piątek się tam udać.

Kamila pisze...

w sumie - w latach 50 stare kredensy, masywne okrągłe stoły, krzesła, bieliźniarki zostały pozamieniane na przecudnej urody meblościanki typu Tadeusz na wysoki połysk koniecznie. I każdy dumny chodził. a teraz się wygrzebuje ze strychów i śmietników niemal te kredensy i inne i odnawia. a na allegro niezłą kasę na nich robią.

Anonimowy pisze...

ciucholand taki musi być świetny, gdzie on jest? ja sierota nawet nie wiem, w jakim mieście mieszkasz O.o'

co do mojego scrapa i tego, co trzymam w ustach... to suszone jabłko ;p

Renny Berryboar pisze...

Pudełko jest świetne. Ale ten napis na górze... No rozwalił mnie na łopaty i zerwał mi kapcie!!! :D Genialne :D

Sara pisze...

Drycha: Mieszkam we Wrocławiu, dokładne namiary na ciucholand i jakieś fotki wrzucę jutro wieczorem, może do tego czasu ktoś mi da zastrzyk dla koni na kondycję i podłączy do symulatora snu i się tam dowlokę...

Sara pisze...

Acha, to będzie oczywiście na drugim blogu o Wrocku personalbreslau.blogspot.com

Renny: Dzięki:) To był taki mały akt desperacji...

rudlis pisze...

Sara, przeczytałam tekst i nie bardzo wiem jak to skomentować ;)
Ja po prostu mało "chodzę" po zagranicznych blogach, jakoś nie mam czasu :))) więc i nie wiem co skandynawki wyprawiają w swoich domach....
A pudełeczko masz "zabójcze" :)))

Anna pisze...

Saro :)) dzięki za przyznanie mi pierwszego miejsca, czy też nzawanie mnie zwycięzcą (zwyiężczynia) :)) ale wydaje mi sie, że troszkę niezasłuzenie, bo między monoklem, a ochraniaczemna zęby jest jednak duuuża róznica ;))

bardzo bym chciała nagrodę, ale wiem, że mi się (tak naprawdę) nie należy, tak więc szykuję się na udział w natępnym Twoim konkursie i może wówczas...
pozdrawiam cieplutko
Anne

idę sprawdzić, czy już umieściłaś zdjęcia z ciucholandu - brzmi niesamiwice...

Yovi pisze...

kurde szkoda ze nie przyszlam wczesniej bo mi sie pierwsze na mysl nasunela ta silikonowa ochronka na zebole... sama taka mialam jak trenowalam karate stad szybkie skojarzenie :)
ps. mysle ze ona az tak strasznie nie wyglada... mnie kiedys ktos zapytal czy to sluzy do wybielania zebow?!!? :P potem znajoma wyjasnila ze takie cos smaruje sie zelem wybielajacym i potem siup na zeby na cala noc :P

Sara pisze...

Ta wygląda strasznie, wierz mi! Jest czarna i wysoka... Jestem pod wrażeniem, że trenowałaś karate - ja ciągle uciekałam z wuefów...
Oj niestety chyba za późno, ale następnym razem, bo musi taki być najwyraźniej, skoro Anne zrzekła się praw do nagrody i nagroda czeka:) uwzględnię Cię podwójnie w losowaniu jak i ją ;) Choć niespodzianka jest kraftowo - symboliczna...

Madzia pisze...

Bardzo fajny post!
Niezmiernie mnie zainteresował i zgadzam się z Tobą w 100% jeżeli chodzi o te skandynawskie "przebielone" wnętrza. Najbardziej dziwią mnie te figurki Matki Bożej( Madonny)
które są na każdym kroku w każdym domu. Wszystko na jedną modłę.

Sara pisze...

Madziu, figurki Matki Bożej też mnie dziwią i zastanawiałam się nawet, o co chodzi. Wydaje mi się, że traktowane czysto dekoracyjnie (moda) są dla Skandynawów małym powiewem egzotyki, Południa (Włochy!), czegoś ładnego z innego (ciepłego!) kraju, w którym nie wszystko jest rozsądne, spokojne i przemyślane. Za czym Wiking od stuleci w głębi duszy tęskni, o czym nas poucza skandynawska literatura:) Przeintelektualizowałam tą Madonnę, wiem:)
W dodatku jak zauważyłaś, jest to prawie w 100% TEN SAM wizerunek Madonny, ten najbardziej chyba "dekoracyjny" i "słodki" ze znanych, przez to w stopniu zerowym oddający istotę Tej niezwykle silnej psychicznie, doświadczonej mnóstwem osobistych dramatów i najgłębiej jak chyba można wierzącej Pani. Prywatnie nie cierpię tej rzeźby, wolę gotyckie Madonny albo ikony.
Ale ale, Ty też masz dekoracyjnie użyty medalik, jak widzę!

Madzia pisze...

:)Tak medalik zawiesiałam na świeczce, która stoi przy moim łóżku. I to jedyne z dewocjonaliów, które posiadam :)oprócz Krzyża który wisi nad drzwiami wejściowymi mojej chałupy, który jak dla mnie być powinien.
Ale te skandynawskie Maryjne figury są dla mnie zagadką.
One są u nich w każdym "kącie" ich domów.
Takie mam wrażenie. Takie Św. ołtarzyki poprostu.

Sara pisze...

Wiesz co, zapytam po prostu na konkretnych blogach - niech sami powiedzą, o co chodzi. Ciekawy temat do śledztwa podrzuciłaś:)

Madzia pisze...

Jak możesz to pytaj i szybko mnie informuj jak czegoś się dowiesz:)
Mnie to serio poważnie zastanawia...nie wiem czy to jest dowód ich mocnej wiary ( w co ja osobiście wątpię), czy moda ...czy no już sama nie wiem co

Malska pisze...

Co do blogów skandynawskich, to bywałam, ale że nic nie rozumiem,a ze zdjęć często nie wynika, o co im chodzi w poście, wiec zaprzestałam. Poza tym nie lubię białych mebli i białego w mieszkaniu - moja Mufa przyszłaby ze spaceru i musiałabym malować ściany i czyścić wszystkie meble. Nie znosze też, kiedy używa się figurek, medalików czy symboli religijnych dekoracyjnie - krew mnie po prostu zalewa... A tam oczywiście figurki Maryji na co drugim blogu, a że oni to protestanci, jeżeli w ogóle wierzący, więc się zastanawiam co one tam robią...

Marta pisze...

Witam ciepło,

z zaciekawieniem przeczytałam Twój wpis na temat skandynawskich wnętrz. Od jakiegoś czasu sama je przeglądam i przyznam, że czynię to z ogromną przyjemnością. Bardzo mi się podobają, chętnie się przypatruję, ale nie wiem, czy chciałabym mieszkać w takim właśnie wnętrzu. Ostatnio miałam okazję spędzić kilka dni w szwedzkim mieszkaniu, które wynajęłam na czas pobytu w Sztokholmie. Było bardzo urocze, wypełnione bielą. Jeszcze przed przyjazdem zachwycałam się bielona podłogą. Na miejscu stwierdziłam, że w rzeczywistości wygląda również pięknie. Ma jednak pewną wadę, masakrycznie się ją sprząta, widać każdą plamkę. Podobnie z białą sofą która stała w salonie, wynajmowanego mieszkania!!! Może Szwedzi mają jakiś magiczny sposób na obchodzenie się z bielą.
Pozdrawiam
Marta

Sara pisze...

Marto,

miło mi, że do mnie zajrzałaś i że dzięki temu poznałam kolejną ciekawą planetę:)))))

Myślę, że znam jeden z magicznych sposobów Szwedów na biel w mieszkaniu - sztab Polek i innych mieszkanek Europy B... A co my mamy robić? Sprzątać tak maniakalnie we własnym mieszkaniu?!!! NIGDY!!!!!!!;)