Oczywistą inspiracją jest Tove Jansson, drugą moje dawne, dawne odkrycie i fascynacja - osoba o nicku Gooseflesh. Tu jej BLOG, tu jej SZYDEŁKOWY OCEAN, tu jej BIŻUTERIA - nie przestaję chcieć mieć - a tu jej HAFT.
Takie podejście do haftu jest bardzo moje. Do szydełka zresztą też, i w obu tych technikach chciałabym zrobić kiedyś to, co ona - wyjść poza konwencję, uwolnić się od aniołków, serwetek, tego wszystkiego, co opanowało nasz umysł w temacie "szydełkowanie", i używać prostej umiejętności machania tym haczykiem bardziej fristajlowo.
Mam nadzieję, że morskie gluty, które ostatnio produkuję maniacko gdy tylko mam możliwość, nie są plagiatem. Nie dorównują rafie koralowej Gooseflesh i widzę je, w przeciwieństwie do niej, tylko z koralikami - pęcherzykami powietrza:) Nie będę iść dalej w tym kierunku. Zamierzam natomiast pokombinować z architekturą, muminkową i skandynawską w ogóle:)))))
Tu coś pomiędzy domem Filifionki a kabiną kompielową Muminków. Dość odrealnione, bo brak drzwi.
...i morskie gluty.
czwartek, 10 grudnia 2009
wtorek, 24 listopada 2009
Karmnik
Z serii kraftu-kraftu z dziećmi.
Może moi niektórzy równolatkowie pamiętają rewelacyjną książkę z dzieciństwa - "Głos przyrody; wiosna-lato-jesień-zima". Wiele książek było wówczas takich samych w wielu domach...
Poprzedzony długą akcją uświadamiającą karmnik. Że i dlaczego w zimie niektóre zwierzęta nie mają co jeść itd. Wyprawa po ziarno i słoninę na Halę Targową. Karmnik do złożenia znaleźliśmy w składnicy harcerskiej. W wersji ambitnej mieliśmy wszystko robić sami - wyszukiwać odpowiednie patyczki w parku, piłować deski - ale tak mnie wszystko boli, że nie będzie ambitnie. I tak było fajnie, próby odczytywania instrukcji, nowe narzędzia.
Można dłubać z przyjacielem.
Trochę skandynawskich inspiracji: Jujja Wieslander, Thomas Wieslander i ilustracje Svena Nordqvista, "Mama Mu buduje" (wspomniałam, że akcja KARMNIK była szeroko zakrojona i interdyscyplinarna):
Może moi niektórzy równolatkowie pamiętają rewelacyjną książkę z dzieciństwa - "Głos przyrody; wiosna-lato-jesień-zima". Wiele książek było wówczas takich samych w wielu domach...
Poprzedzony długą akcją uświadamiającą karmnik. Że i dlaczego w zimie niektóre zwierzęta nie mają co jeść itd. Wyprawa po ziarno i słoninę na Halę Targową. Karmnik do złożenia znaleźliśmy w składnicy harcerskiej. W wersji ambitnej mieliśmy wszystko robić sami - wyszukiwać odpowiednie patyczki w parku, piłować deski - ale tak mnie wszystko boli, że nie będzie ambitnie. I tak było fajnie, próby odczytywania instrukcji, nowe narzędzia.
Można dłubać z przyjacielem.
Trochę skandynawskich inspiracji: Jujja Wieslander, Thomas Wieslander i ilustracje Svena Nordqvista, "Mama Mu buduje" (wspomniałam, że akcja KARMNIK była szeroko zakrojona i interdyscyplinarna):
środa, 18 listopada 2009
Zaczynam mieć naszyjniki
Dostałam kilka kart z książki szwedzkiej pisarki i ilustratorki dla dzieci, Ann-Madeleine Gelotte. Drugie życie jej obrazków (bo o pierwszym już nie ma mowy) wygląda tak. Na samoutwardzalnej masie przyklejone fragmenciki ilustracji plus farby akrylowe, bezbarwny lakier do paznokci. Było dużo cyzelowania.
Optymistycznie mnie nastrajają.
UPDATE:
...i nie można ich za bardzo moczyć. Po długim prysznicu odkleił się kawałeczek (w końcu masa jest "odzyskiwalna" wodą), ale dało się łatwo uzupełnić. No i malowanie tego kawałka od nowa...:)
poniedziałek, 9 listopada 2009
Filc plus haft
Jakoś zaczęły mi się wpychać w głowę ptaki i ich pióra, morze, wydmy, a jeśli chodzi o tworzywo - własnoręcznie ufilcowany filc, płótno, jedwab, glina.
Pewnej bezsennej nocy powstawały seryjnie okrycia na komórki wg przepisu Eight, tyle że absolutnie nie udało mi się uzyskać klapki. Klapka nie jest mi do niczego potrzebna, a pokrowiec spełnia w moim przypadku rolę opatrunku na zdezelowaną komórę - by się nie rozsypała. Sobie zostawiłam 2, a sporą nadwyżkę (na początek to coś tu pokazane) puszczam w świat na Bazarku Handmade... To mój debiut tam:)
EDIT: Na razie nie ma tam już niczego mojego, staram się wykończyć i wrzucić kilka rzeczy, ale dzidziuś w brzuchu ma coraz częściej inne plany niż ja. Przepraszam!
.
poniedziałek, 26 października 2009
Kolczyki zimowe i makowe
Realizuję potrzebę posiadania duuuużych naprawdę kolczyków. Nadal oczywiście filc jako nowość. Ukręciłam dwa niby takie same dredy, poprzez ułożenie sobie najpierw dwóch możliwie takich samych "ścieżek" z czesaki.
Poprzypinałam w kształt, jaki chciałam mieć, ale się okazało...
...że fajnie to wygląda, ale uniemożliwia prawie szycie. I że wystarczą 4 szpilki do pomagania sobie na rogach tego niby kwadratu. Jak dred jest jeszcze trochę mokrawy, zrobienie "kwadratu" idzie łatwiej.
Zawieszkę zrobiłam z czegoś bardzo dziwnego, mianowicie z fragmentu koronki, którą kiedyś chciałam odbić na papierze i pomalowałam po to białą farbą akrylową. Nie udało się to, ale został mi kawałek usztywnionej koronki, i teraz wycinek się przydał.
Zielonkawy drucik przymocowany jest do filcu przejrzystą, nylonową nitką, którą bardzo sobie cenię, choć się skręca jak cholera, a miejsca przychwycenia spełniają jednocześnie rolę stoperów dla koralików. Czyli drut jest przyszyty po jednej i drugiej stronie każdego koralika.
Makowe wyszły tak:
Uszko do zawieszenia to obdziergane igłą kółeczko:
Z drugiej strony jest podpisane, by nie było wątpliwości co to jest i by coś czerwonego się majtało, gdy kolczyki się przekręcą - bo się przecież trochę przekręcają i nie chciałam, by było widać tylko czarny placek podszycia:
Poprzypinałam w kształt, jaki chciałam mieć, ale się okazało...
...że fajnie to wygląda, ale uniemożliwia prawie szycie. I że wystarczą 4 szpilki do pomagania sobie na rogach tego niby kwadratu. Jak dred jest jeszcze trochę mokrawy, zrobienie "kwadratu" idzie łatwiej.
Zawieszkę zrobiłam z czegoś bardzo dziwnego, mianowicie z fragmentu koronki, którą kiedyś chciałam odbić na papierze i pomalowałam po to białą farbą akrylową. Nie udało się to, ale został mi kawałek usztywnionej koronki, i teraz wycinek się przydał.
Zielonkawy drucik przymocowany jest do filcu przejrzystą, nylonową nitką, którą bardzo sobie cenię, choć się skręca jak cholera, a miejsca przychwycenia spełniają jednocześnie rolę stoperów dla koralików. Czyli drut jest przyszyty po jednej i drugiej stronie każdego koralika.
Makowe wyszły tak:
Uszko do zawieszenia to obdziergane igłą kółeczko:
Z drugiej strony jest podpisane, by nie było wątpliwości co to jest i by coś czerwonego się majtało, gdy kolczyki się przekręcą - bo się przecież trochę przekręcają i nie chciałam, by było widać tylko czarny placek podszycia:
wtorek, 20 października 2009
Przyszły merynosy
...zakupione niedawno na aukcji charytatywnej dla chorego na autyzm Grześka. Trzeba zorganizować forsę na jego rehabilitację, a jedną z form organizowania może być nabycie taniutkiego zestawu czesanki z merynosów (takie owce;) do filcowania.
Nie zabierałam się do tej pory za filcowanie, ale po apelu mamy Grzesia coś mnie tknęło. I chciałam wszystkich wahających się zachęcić - JAK BYM WIEDZIAŁA, ŻE TO TAKIE PROSTE, to pewnie pofilcowałabym sobie wcześniej.
A więc tak, można na sucho albo na mokro. Na sucho wymaga specjalnych igieł, ja ich nie mam, więc po przejrzeniu paru stronek www o tym, jak na mokro, zaczęłam kręcić najprostszą rzecz: KULKĘ... i powstawały kulki... kulki... kulki... kulki... kulki... kulki...
Jest to bardzo terapeutyczne zajęcie i chyba lepsze niż ściskanie antystresowej piłeczki, praktykowane w niektórych firmach, bo przynajmniej coś się po tym odstresowywaniu ma.
Inną najprostszą rzeczą do turlania w dłoniach są dredy. Opanowałam dzięki nim chaos w kluczach.
Następnie porwałam się na płaszczyznę i na stolnicy do ciasta, z niewielką pomocą woreczka foliowego - żaden tam specjalny sprzęt - zrobiłam czerwony placek, z którego powstał breloczek do tych kluczy - mini worek. Akurat mieszczą się w nim bilety MPK.
...Potem druga bransoletka do kompletu, z pozszywanych dredów:
Jest to świetne zajęcie dla osób mających wyrzuty sumienia, że oglądają bezczynnie film; można kręcić w samochodzie, w małych, oczekujących przerwach podczas codziennych czynności, itp.
Można mimochodem w ciągu dnia w małych fragmentach czasu ukręcić i nawlec np. takie bransoletki, i pod koniec dnia je MIEĆ.
GORĄCO polecam! Rozumiem, że tym pracom wiele brakuje i że są znacznie wyższe szkoły jazdy filcowej, ale taka jakość mnie satysfakcjonuje, efekt pojawia się dość szybko, i skoro można mieć np. takie trzy rzeczy przy pierwszym razie, to naprawdę fajna sprawa. Zamierzam kombinować dalej. Jak również korzystać z pomagającego innym sklepu!
Nie zabierałam się do tej pory za filcowanie, ale po apelu mamy Grzesia coś mnie tknęło. I chciałam wszystkich wahających się zachęcić - JAK BYM WIEDZIAŁA, ŻE TO TAKIE PROSTE, to pewnie pofilcowałabym sobie wcześniej.
A więc tak, można na sucho albo na mokro. Na sucho wymaga specjalnych igieł, ja ich nie mam, więc po przejrzeniu paru stronek www o tym, jak na mokro, zaczęłam kręcić najprostszą rzecz: KULKĘ... i powstawały kulki... kulki... kulki... kulki... kulki... kulki...
Jest to bardzo terapeutyczne zajęcie i chyba lepsze niż ściskanie antystresowej piłeczki, praktykowane w niektórych firmach, bo przynajmniej coś się po tym odstresowywaniu ma.
Inną najprostszą rzeczą do turlania w dłoniach są dredy. Opanowałam dzięki nim chaos w kluczach.
Następnie porwałam się na płaszczyznę i na stolnicy do ciasta, z niewielką pomocą woreczka foliowego - żaden tam specjalny sprzęt - zrobiłam czerwony placek, z którego powstał breloczek do tych kluczy - mini worek. Akurat mieszczą się w nim bilety MPK.
...Potem druga bransoletka do kompletu, z pozszywanych dredów:
Jest to świetne zajęcie dla osób mających wyrzuty sumienia, że oglądają bezczynnie film; można kręcić w samochodzie, w małych, oczekujących przerwach podczas codziennych czynności, itp.
Można mimochodem w ciągu dnia w małych fragmentach czasu ukręcić i nawlec np. takie bransoletki, i pod koniec dnia je MIEĆ.
GORĄCO polecam! Rozumiem, że tym pracom wiele brakuje i że są znacznie wyższe szkoły jazdy filcowej, ale taka jakość mnie satysfakcjonuje, efekt pojawia się dość szybko, i skoro można mieć np. takie trzy rzeczy przy pierwszym razie, to naprawdę fajna sprawa. Zamierzam kombinować dalej. Jak również korzystać z pomagającego innym sklepu!
Dostałam wyróżnienie
Od Ani dostałam wyróżnienie w bliżej mi nieznanym, ale gorąco brzmiącym języku:
...i jestem mocno ukontentowana uzasadnieniem:
"...do ulubionego mulę róż za papier toaletowy w roli głównej"
PAPIER TOALETOWY JESZCZE POWRÓCI!!!!!! Bardzo dziękuję, Aniu, za Twoją uwagę i czas, który najwyraźniej masz niekiedy na zerkanie na moją dłubaninę! Pozdrawiam Cię jak najcieplej! :***
...i jestem mocno ukontentowana uzasadnieniem:
"...do ulubionego mulę róż za papier toaletowy w roli głównej"
PAPIER TOALETOWY JESZCZE POWRÓCI!!!!!! Bardzo dziękuję, Aniu, za Twoją uwagę i czas, który najwyraźniej masz niekiedy na zerkanie na moją dłubaninę! Pozdrawiam Cię jak najcieplej! :***
wtorek, 29 września 2009
Agresywne eko
Spontanicznie powstało takie pudełko po zapałkach; jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona (jak by to głupio nie brzmiało w porównaniu z poniższym widokiem) z efektu gazetowej, "lustrzanej" bazy! Naklejałam wydarte paseczki gazety interesującą mnie stroną do kleju i po chwili odrywałam, i to wszystko. Tylko trzeba było wyczaić moment, gdy klej był jeszcze trochę mokry, ale już trzymał.
Mam teorię, dlaczego gapienie się na "lustrzankę" sprawia mi taką przyjemność. Otóż być może dlatego, że umysł odbiera to jako literki, ale nie stara się czytać i się nie męczy.
To, co wystaje nad pudełkiem na zdjęciu poniżej to płatek ze sztucznego kwiatka pierwotnie niebieskiego, obklejony papierem toaletowym i pociągnięty na biało farbą akrylową. Nadal eksperymentuję sobie z papierem WC, takim najzwyklejszym, szarym. Fajna fakturka:)
Natomiast to, co wystaje nad pudełkiem na TYM zdjęciu, to lampka choinkowa z łańcucha, którego kabelki pogryzły króliki. Naprodukowały mi tym samym sporo elementów do kolażów. Lampka oświetla gniazdo bezczelnego ptaka o imieniu Eko:
...który brzydko mówi:
Koncepcja ptaka była inna, tutki z papieru do niszczarki miały stanowić tylko stelaż obwinięty papierem toaletowym:), ptak miał być gruby, a wydźwięk całej pracy zupełnie inny... Ale jak zobaczyłam, że literki na nim układają się w napis "eko", skapitulowałam. Brzydki napis to litery uzyskane z paczki pocztowej i rozbrojonego kalkulatora.
Cdn.;)
Mam teorię, dlaczego gapienie się na "lustrzankę" sprawia mi taką przyjemność. Otóż być może dlatego, że umysł odbiera to jako literki, ale nie stara się czytać i się nie męczy.
To, co wystaje nad pudełkiem na zdjęciu poniżej to płatek ze sztucznego kwiatka pierwotnie niebieskiego, obklejony papierem toaletowym i pociągnięty na biało farbą akrylową. Nadal eksperymentuję sobie z papierem WC, takim najzwyklejszym, szarym. Fajna fakturka:)
Natomiast to, co wystaje nad pudełkiem na TYM zdjęciu, to lampka choinkowa z łańcucha, którego kabelki pogryzły króliki. Naprodukowały mi tym samym sporo elementów do kolażów. Lampka oświetla gniazdo bezczelnego ptaka o imieniu Eko:
...który brzydko mówi:
Koncepcja ptaka była inna, tutki z papieru do niszczarki miały stanowić tylko stelaż obwinięty papierem toaletowym:), ptak miał być gruby, a wydźwięk całej pracy zupełnie inny... Ale jak zobaczyłam, że literki na nim układają się w napis "eko", skapitulowałam. Brzydki napis to litery uzyskane z paczki pocztowej i rozbrojonego kalkulatora.
Cdn.;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)