Realizuję potrzebę posiadania duuuużych naprawdę kolczyków. Nadal oczywiście filc jako nowość. Ukręciłam dwa niby takie same dredy, poprzez ułożenie sobie najpierw dwóch możliwie takich samych "ścieżek" z czesaki.
Poprzypinałam w kształt, jaki chciałam mieć, ale się okazało...
...że fajnie to wygląda, ale uniemożliwia prawie szycie. I że wystarczą 4 szpilki do pomagania sobie na rogach tego niby kwadratu. Jak dred jest jeszcze trochę mokrawy, zrobienie "kwadratu" idzie łatwiej.
Zawieszkę zrobiłam z czegoś bardzo dziwnego, mianowicie z fragmentu koronki, którą kiedyś chciałam odbić na papierze i pomalowałam po to białą farbą akrylową. Nie udało się to, ale został mi kawałek usztywnionej koronki, i teraz wycinek się przydał.
Zielonkawy drucik przymocowany jest do filcu przejrzystą, nylonową nitką, którą bardzo sobie cenię, choć się skręca jak cholera, a miejsca przychwycenia spełniają jednocześnie rolę stoperów dla koralików. Czyli drut jest przyszyty po jednej i drugiej stronie każdego koralika.
Makowe wyszły tak:
Uszko do zawieszenia to obdziergane igłą kółeczko:
Z drugiej strony jest podpisane, by nie było wątpliwości co to jest i by coś czerwonego się majtało, gdy kolczyki się przekręcą - bo się przecież trochę przekręcają i nie chciałam, by było widać tylko czarny placek podszycia:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Powiem tak:
widać, że to mak,
mak jak malowany,
jednak podpisany,
by żaden z gości
nie miał wątpliwości
i bez zbędnych pytań
oddał się zachwytom!
Pierwszy raz ktoś napisał dla mnie wiersz!!!!!
Skrzatko, nie wiem, co powiedzieć.
Dzięki!:)
śliczne to Twoje "makowanie":)
piekne, cudowne kolczyki ;)
piękne kolczyki
Prześlij komentarz